Get Adobe Flash player

Gadki Kociewskie

Gadka spod pióra Eli

        W Klubie Seniora

Dziś
wam opowiem moi ludziska

O
Klubie Seniora w gminie Kaliska

Na
starych śmieciach jednej świetlicy

Ileż
radości, tego nie zliczysz!!!

W
Piecach powstało to przedsięwzięcie

Z
Marszałka wsparciem – na nasze szczęście!

Gmina
do tego „trzy grosze” dała,

By
z tego piękna chata powstała.

I
w błotku tak się przegląda mała

Jak
we warszawskich Łazienkach pałac.

Czasu
minęło doprawdy niewiele

Jak
zaludniła się tutaj śmiele.

Gromada
cała wdzięcznych seniorów

Codziennie
życie pędzi bez sporów,

Bo
czasu nie ma tu na głupoty,

Co
dzień od rana zaś kupa roboty!

Na
czele stoi piękna Monika,

Dumnie
podjęła los kierownika.

I
miej się, seniorze, wciąż na baczności,

Zaprasza
ciągle gromadę gości.

Pomysłów
wiele w swej głowie roi,

Dlatego
nuda tu wejść się boi!

Nim
kawę łykniesz, już gra muzyka

To
na zachętę już gimnastyka!

A
kiedy słonko przez okno wpadnie,

Spacer
z kijkami też nam przypadnie.

I
czasem przyjdzie nam zagrać w bule,

Od
progu woła nas trener czule.

Las
swym zapachem wszystkich nęci

I
jak tu mówić, że nie masz chęci!

A
kiedy głowa już dotleniona,

Każdą
trudność łatwo pokonasz.

Do
komputera siadasz i ćwiczysz

Ileż
trudności, tego nie zliczysz!

Z
wnętrza też łowisz swoje talenty.

Nitki,
papierki, słowa zachęty

I
tak dojrzewa w tobie artysta,

Niech
wszyscy wiedzą, rzecz oczywista!

Po
kuchni krząta się dyżurna grupa

Co
dzisiaj będzie? drugie czy zupa?

Tak
do działania już posilony

Obiad
zjedzony, dzień zaliczony!

Nim
się obejrzysz, warczy już busik

Zbieraj
manatki, do domu wrócisz!

Tak
pełni wrażeń czas już odpocząć,

Co
robić w domu, od czego zacząć?

Siadasz
w fotelu. Co się dziś działo?

Już
na Facebooku uśmiech gębą całą!

                    I sztukę życia  polecam najgoręcej

                    Co dzień cieszyć się małym
szczęściem!

                                       Z pozdrowieniami

                                                       
Elżbieta Pasterska

Kaliska,
27.06.2023r.

Kupała po kociewsku

Pojechelim bez las, jak powiadajo, „dzie diabół ma młode”,bez jake wertepy, obsiane zbożym pola, co modre sia robjyli od modraków, sztrekami polnymi jaż na plac, dzie obaczylim ognisko. To szła pomaluśku najkrótsza noc w roku! Zawdy o ty porze ruchelim sia ze swojich chałupów, co by sia trocha poweselić. Usz od ryna bylim w ogrodzie czy na łónkach, pozbjyrać para ksiatków i pletlim wianuszki. Co jedna to mniała bardzi wymiślny, jak te panny, co kediś w ciamnym lesie chcieli znalyźć ksiat paproci, a tak rychtych, najwianksza mniyłość! Z komory wynieślim najlepsze łakocie, kuchy sia rumnieniyli w piekarniku, bo ślim śwantować Noc Kupały. Tam tysz cicho płynie sobie rzyczka Wda, co na ni blyskajó fale i cicho sobie szumni. Z jedny i drugi stróny rozcióngeli sie łónki kwiecia pełne. Przyszed czas, że te nasze wianuszki cisnylim w ta woda. Popłynyli razym z naszymi marzyniami i śpsiywaniym i jano mrugeli małym śwatełkym w środźku. Było nas tam walnych ludziów i jako patrzylim „młodych od diabła” nie widzielim. Dało widać samo dobro i wiela uciechy. Para Janeczków i Janów raczyło nas imieninowym poczanstunkym i smakowitymi nalywkami. Śród taki wesołości zawarczał autobus, co rad niy rad zabrał nas do dóm!

30 lat samorządu – najnowsza gadka naszej Elżbiety

   Jak kaliszczaki sie rzóńdziyli bez 30 roków

    Korónawirus! Korónawirus wszańdzie, na
całkim śwecie!!! Każdan siedzi jak zaszperowany usz bez mała dwa miesiónce. Wreście
nóm poluzoweli i jadan dziyń byłóm i ja wyjechana.  Skorno bana wjechała na stacyja, to
widza…co widza?

Wszańdzie, tam chdzie wisieli
zimó gwiazdkowe świycidełka, tera same choróngwie. I te polske, biało-
czerwóne, i te nasze kociewske, kaliskowe herbowe. Wiater je szarpsie i fejn
fiurajó. Ida ulicó co je tak wyglancowana, że nie wiam czy czasym tyż niy
fiurać. Toć jak wczorej kikrowałóm bez łokno, to jeździył łodkurzacz i tedy só
świyżo wymietłe. Trawy tysz wykoszóne, krzakory przyciante, macoszki jak na
zamówiynie kwitnó! Czy ja aby w rozum nie zaszłóm?  Czy to je: 1 Maja, abo 3 Maja, śwanto
Kónstytucji? Co to je za śwanto? Pómóż mnie przypómnóńć! Durch dumóm i dumóm,
chwatko rachuja. Toć, gupsiutka, brukuj rozum! Toć usz genał 27 dniów maja przelejciało!!!

Aaa… 30 roków tamu nazad
zaczanim MY rzóńdzić, samiuśke MY!

   Rok 1989 wszrajbował się usz w nasza polska
i śwatowa pamniańć, nó bo tedy przypyrgała dó nas wolność! I już za chwiyłka,
pomaluśku dało się obaczyć co my kaliskowe ludzie  rychtycznie potrafim zrobić z solidarnościowo
victorio. Musza wóm przypómnóńć, że najwiancy kranciył się kele tych
zmnianów  jedan stoczniowy elektryk Lech
Wałęsa i do pospołu dziesiańć milijónów człónków Solidarności, no i nasz papież
Jan Paweł II.

Przy tym halaniu nazat naszy
wolności nie było tak ajnfach. Nasampjyrw

u nas jaż 62 kaliszczaków
chciało łostać radnymi i rzóńdzić. Wybrelim dwadzieścia, a tera je piyntnaście
i je dycht dość!

Patrzta, wejta, co só z nas za
gospodarze.Co bez tan czas usz szafnylim, to jaż niepodobna! Sóśmy liczóne
dycht wysok na Pómrach. A jak nasza wioska tera sie paraduje!!!

Postawiylim niejedna wyla,
rozbudowelim szkoła, co zmnieściył sie w ni Środowiskowy Dóm Samopomocy, a przy
ni hala szportowa i boiska, wyrychtowelim Dóm Kultury, straż, co ma pełne
garaże nowych wozów gotowych do łognia, policja i ośrodek zdrowia z karytkó.
Każde sołectwo ma swoja świetlica.Nowych składów je wiela, a i je tysz
Biedrónka i Dino.Chodzim po gładkich flizach od wsi do wsi naszy gminy, jeździm
po szyrokich ulicach, a i możym auto postawjić na psianknych placach.
Pozamykelim wychódki, wszańdzie je kanaliza.A ta brudna woda jano szumni i
lejci prosto tamój, chdzie pobudowelim nowocześnie take miejsce, chdzie jó
łoczyszcza i może dali kanałam płynóńć do naszy psiankny rzyki Wdy. Woda lejci
z rury dóma i w łogrodzie. Siedzim w środźku lasu jak u Pana Boga za psiecym,
ale zawdy mómy utrapianie z tym fryszelóftym! Lubim ciepło, stóndy na dachach
błyskajó panele, co sztróm dajó. Nie palim śmnieciów, bo mómy chdzie jich
zawieźć i eszcze para didków za nie dostać. Jak gadóm o didkach, to eszcze
dycht dość jich dostelim od Unii Europejski , to możym sie móndrować.

W każdym fyrtlu rosnó drzewka,
krzaki, ksiaty, jakby wyleźli z Raju , Frank- Raju, co go nasze szkólne
założyli.

   Wszysko jedno, kto stojał na czele Rady, czy
wójtym łostał Toluś, czy Zbychu, czy Sławek, to w Kaliskach wiela sia działo.
Zawdy kolyło w oko że i przyjezdne czujó sie jak u siebie dóma. Choc zamanówszy
sie spsierómy, czy górz na sie mómy i krzywo nieraz na sie patrzym, to  tak doprawdy sie kochómy!

    Mnielim feste fajrować. Mniał być jubel,
dycht rychtych wesele.

Ale jak wylyźć w maskach na
gambie? Maszki przychodziyli kele pónocy na kociewskim weselu, a niy zadnia!
Tan korónawirus to nóm wszysko pomniyszał, przefrymarczył. Gmina zamkła, gzuby
siedzó dóma, uczba bez kómputer, dochtory łuzdrawiajó nasze ciało i nasza dusza
bez telefón, a i zmartwianiów poruczyć Panu Bogu nie idzie w kościele, bo msza
bez telewizor. Jano składy spożywcze roztwarte, to zemrzyć nóm nie dadzó.
Wyiboweli nas, że bez chomónta (maseczki) nigdzie sie nie ruszysz. Zawdy
gadeli, że wszysko na śwecie je po cóś. Może po to, by my nie byli take freś i
sie niy szarszóniylim. a mnieli pode skóro picko pokory. Durch jezdaj wiela do
obgadania, do ochandożynia. Wiam, że knap je z robotó na dudłaczy, klykrarzy,
papudraków, czwarugów. Nic nie możym robjić z półdupó. Sóśma w Europie!

   Wew caluchnym naszym żywocie jezdaj jednó
razó czas frajdy, drugó razó czas frasunku. Żadne lófry z nas nie só, to dómy
rada, weźmnim sie do roboty, to „bańdzie eszcze przepsianknie, bańdzie eszcze
normalnie!!!”

   Tym, co rzóndzó naszó Gminó życza, by dali
gospodaroweli jak mogo najlepsi, aby nasze kaliskowe ludziska łod syrca mogli
klepać jak katarynka: wszańdzie dobrze, ale dóma najlepsi”.

   Tedy życza każdamu dobrygo zdrowia, bo to
jezdaj dar nad dary!!!!  

    Kaliska, 27 maja 2020               Elżbieta Pasterska               

Kaliskie wandrowczyki

    Bartlewianka

Zwołelim do Bartla wszyske kaliskowe Kociewiaki : i te młode, i te… dycht młode. Wjiela stawjyło sie na wezwanie. Bawjylim sie tó razó i jak zawdy „dycht rychłych po naszamu’. Nie kymrowelim sie niczym, śpśywelim, jedlim, pśylim i sie balowelim.

Nasampjyrw poślim steczkó bez las na przechadzka.  Prowadziyła  nas bez te lanije nasza Basia, co wiela razy szpacyrowała tamój ze swoim Burkym, co woła na niego tak psianknie-  Rufus. Fejn sie przelóftowelim. Przemierzylim steczka, co jó Bartlewianka” nazweli łod Bartla, łod barci. Pewnikym pjyrwy bartniki tu siedzieli i mniód zbjyreli. Tedy my, stare Kociewiaki, poznawelim ta steczka, ale usz na nowa modła łaziylim z kijkami. Pamniyntajta: „Póki wandrujesz- jezdyś młody a niy póki jezdyś młody wandrujesz”!

Ej, śwat- psianknie było!!! Leźlim kele naszygo jęziora Małe Nierybno i drugygo Wielke Nierybno. Podziwielim chójki, sosny, inksze drzewa, zbjyrelim kurki, robjylim bukety. Gdzieogdzie rośli jeżyny, co mocko kłóli nas w rance. Parzawki to latoś tak sie panoszo, że możym sie  w nich utopsić. Jak cie pokłójó to  na rojma dobrze zrobji.

Na naszym biwaku usz na kóminie  paliył sie łogań i pjiekła kiszka, jano palce lizać. Basia szmalcu natopsiyła, że pajdy smarowelim jedna za drugo. Na to wszysko najlepsze na śwecie naleweczki. Felek grał, że  nogi same  niesły. Jak widzita fol było łuciechy.

Musza wóm  donieść, że gościny nóm udzielyła szołtyska Mónika Beling.

Tak pięknie, po kociewsku opisała nasze drugie spotkanie projektowe Ela. Co tu jeszcze można dodać?!  Było radośnie i wesoło, jak zwykle. Każdy przyniósł do picia i jedzenia, na co miał ochotę i dzielił się tym z pozostałymi. Aura dopisała. Słoneczko dogrzewało ciepło i przyjemnie, ile sił znalazło w połowie sierpnia.

Korowód taneczny snuł się wokół gawry i kominka, zdziwione krowiny zza płotu śledziły nasze poczynania wielkimi dobrotliwymi oczami. Wioskowy piesek przybiegł nas odwiedzić i trafiła mu się niezła uczta.
Wokół cisza, spokój, daleko, daleko rozciągały się uprzątnięte ze zboża pola i wykoszone łąki, a horyzont zamykała ciemna ściana lasu.

Projekt dofinansowany ze środków Programu  „Działaj Lokalnie X” Polsko – Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju  Filantropii w Polsce oraz Lokalną Organizację Grantową  LGD „Chata  Kociewia” w Nowej Wsi   Rzecznej

 

Na następne spotkanie zapraszamy w czwartek  31 sierpnia do Iwiczna. Odjazd autobusu o godz. 17.00 z przystanku PKS

 

 

Krzciny – pokłosie projektu

Krzciny

Co rok to prorok- jo, tak u nas je. Musza zaś miślić o krzcinach. Najlepsi bandzie, jak to na Wielganoc zrobia, razym zez świyntami. Bandzie za jedno roboto. Ale jake imnie dać tamu gzubkowiu? Mómy usz Mariśka, Zośka, Werónka. A jak bańdzie knap to sama nie wiam co tera je modne? Je Janek, Fanc i Aloś. Obaczym co sóm sobie przyniesie, co bańdzie w kalyndarzu.

Musza pomału zgrómadzić lómpki, wyprać i ze świyżygo wymónczkować. Wygotuja tyż becik, co kupsiyłóm, jak tan psiyrszy sia rodziył. Wezna i fejn wyplątują te sztekoraje i bańdzie jak znalazł. W środziek usypałóm mała poduszeczka, jak gysi skubelim, zez samiuśkygo puchu. Na wjyrzch tysz móm schowane taka fejn deczka. Jak bańdzie dziewucha, to wsadza różowa podbitka, a jak knap, to niebieska. Czapeczka i jaczka po tym ostatnym tysz dobra, a pieluchy obhyklowałóm kolorowym kordónkym, bo usz te stare sia poderli od tego cióngłygo prania.

Co zrobia na obiad, tysz sia nie musza frasować. Móm w beczce kawał świni, a i tysz eszcze jaka gyś czy kaczka łazi po oborze. Da z ni czarlina. Móm zawekowane wiśnie, śliwki, a i  japków feste nasuszyłóm. Uszmuruja kawał mniasa i sia wszyske najedzo. Po obiedzie da kucha z krostami i z glancym i bańdzie po krzcinach.

Projekt „Z wizytą u pra…dziadka Mieszka”

listopad 2016

Napisała: Elżbieta Pasterska

Petersburska gadka kociewska

                                            Bylim u Rusków

Na wycieczka pojecheli Polaki. Jedne zez górów, insze znad morza i te, co siedzó kele Warszawy, i te z drugi strony Polski, dzie króle spoczywajó, i my, stare Kociewiaki zez Kalisków. Te znad morza, zez Gdyni,mówio, só najszczańśliwsze  w całki Polsce , bo pewnikem wiater z morza im wszysko zawdy hala: i zdrowie, i to szczyście, i didki, coby mnieli na wicieczka. A nóm, Kociewiakóm zez lasa, to chójki  dajó wiela mocy .Jak idzim na kijki, to ptaszki nóm śpsiywajo, co mómy dzisiaj robić i dzie jechać.

Przyjechelim tą razą do Rusków, łobaczyć, jak to Putin gospodarzy. Jedna to nawet fligrym przylejciała. Chwalba u nich wielga, bo wszysko u nich wielge .I tak je dycht naprawda!  Bylim tam w mieście, dzie żył Psioter I Wielki. Ón doprawdy był  wielgi , miał wjiancy jak dwa metry. Miasto nazweli Piotrogród, łod jego imiania. Ale, kedy rzóńdziył Lenin, to przezweli Leningrad. Późni znówki Petersburg, tak dycht z mniymniecka. Jano ulica łostała Leningradzka i województwo tysz i tera bóńdźta móndre i piszta wjyrsze. Brukujta rozum!

Mostów u nich tyla, co Szarmach łobrazów, czyli cała dupa, jak powiadała nasza Edzia . Na każdan dziań jedan :365 dniów, to je 365 mostów! Jedan długi, drugi drzewianny, inszy wykuty jak bez naszygo kowala Kaźmniyrza, inszy, co sia łotwjyra bez noc, coby statki mogli przywieźć jake towary. Ale byśta widzieli jak take 700 tonów  chwatko idzie w góra! Tedy samochody jeździć nie mogo, muszo sobie poczekać. To jano tak bez noc, a łod ryna usz wszysko sztymuje. Ulice só długe, jak stóndy do Cieciórki, abo do Źblewa i eszcze dłuży, bez mała 10 km. W nocy palo sia milijóny lampów, bo sztrómu tu majo wiela. Jak szyrok  só te ulice, nie uwierzyta, jak nie obaczyta .Osiym pasów, co jeżdżó, w środźku trawnik, co rośnie tam dwa rzyndy drzewów i steczka, szyroka jak ulica. Ludziów wiela szpacyruje, że jano sia szturajó . Turystów tu je wiela z całygo śwata, nawet z Chinów. Jó, jó, Chińcziki jedli z nami łobiad i frisztik.

A pałaców to tu je mnogo, bo same cary żyli. Każdan chciał mniyszkać sóm. Jedan pałac dla cara, dla carycy inszy, coby móg car jaka kochanica przywlec. Synuś tysz chciał, to i jamu wybudoweli, ale jano 44 dniów tam spał, bo skróciyli go o głowa! I tak tu żyli, jak pany, bo „pany mogo”!. Wszańdzie łyskajo  same marmury i kapsie złoto. Na każdy ścianie wiszo wielge łobrazy. Oglóndelim i gadelim, że tak malować to my tyż możym. Gamby mómy eszcze młode, to bańdzim dobrze wyjrzyć i dla potómnych bańdzie na wieczny rzeczy pamnióntka.

Na naszych wycieczkach só tysz take, co ciangam narzekajo, że prowadzim jich łod kościoła do kościoła, ale tutaj tysz tak było. Nasza Zosia(psilotka) wiezła nas, bo wszańdzie je dalek, łod jedny cerkwsi do drugi .Pan Jezus w takim złocie sia nie rodziył, jak tam wjidzielim, żył ubogo. Dziwowelim sia, ile tónów złota je na każdym dachu, co śwyci lepsi łod słónka. W środźku jedne sia żegnajo, fejn śpsiewajo, modlo sia, insze fotki pstrykajo, insze łażo z kónta w kónt, insze eszcze handlujo czym sia da. Tak dycht to nie rozumna, ale Pan Jezus wygnał takich kupców ze świóntyni. Jak wyglóndelim w takich długich feretach i chustkach na głowach, obaczyta na fotkach. Inaczy  cie tu nie wpuszczo. Zawsze to lepsi, bo u nas czasym włażo do kościoła pu goło, jak na jaka plaża. Pokazujo jake majo tatuaże na ryncach i jake stringi wcióngnyli na dupa.

W Pałacu Zimowym tyla izbów było, że zgubjylim nasza Kórnela, chocasz zawsze taka chwatka i duża .Nawet modły w cerkwsi i błogosławjyństwo Batiuszki nie pomogło.

Wieżli nas take dwa młode knapy: Przemek i Mirek. Ile óni w drodze mnieli mniyru! Jecheli tak, coby nikogo nie stuknęli, bo samochodów było sztyry rzyndy i czynsto korek. Jecheli jano prosto i zawsze w prawo kranciyli, bo na lewo ni ma takygo znaku, a i  młodym szuróm sia nie godzi!

Mnielim fejn psilotka. To była taka Zosia, co sia wielce dziwowała, że my wcale gorzałki nie chlejim. Bez dziyń golanie my uchodziylim, że padelim wieczór jak muchy. Zosia była taki dby, co u nas je para seniorów i para doktorów i sa bojim, że bańdzim chore. Ale my sia sztylujim i wódka psijim jano po kóntach, tak jak Tatiana powiadała o Ruskach. Tatiana to nasza przewodniczka, co nas po parkach tak przegnała, że ledwo dychelim .Wiater nóm w łoczy wiał, że jaż Psioter sia w śpitalu znalaz. My usz swój sznaps mómy wychlane i tera możym śpsiywać i o suchym pysku, bo tak sómy nałożne.

Tak to patrzta wejta- to, co dobre chwatko sia kończy.  Bańdzie co łopowiadać, fotki posmotrić i rozglóndać sia za nowo wycieczko.

Elżbieta Pasterska – wycieczka do Petersburga czerwiec 2015r.

 

Dla wyjaśnienia: na początku czerwca kilka pań z naszego Koła wyjechała na wycieczkę Ryga – Petersburg – Tallinn. Trasa okazała bardzo ciekawa, a poznani ludzie niezwykle mili. Powyższa gadka Eli to wynik tejże wyprawy. Obiecaliśmy współtowarzyszom wycieczki, że umieścimy tekst na emeryckiej stronie internetowej, co niniejszym czynimy. Jednocześnie serdecznie pozdrawiamy wycieczkowiczów  i zapraszamy do odwiedzenia naszych stron.

 

Co zrobić z wolnym czasem? Malować!

      O tym, jak niektóre z nas spędzają wolny czas pisze w swojej kolejnej gadce kol. Elżbieta

 

  Przy sztalugach

Co to sia na śwecie nie wyrabia. Dawni baby stojeli przy baliji i na ryfce preli- tera to robji autómat. Pjyrwi baby stojeli i szoroweli trigle i grapy- dziś to robji zmywarka. Pjyrwi baby zamiateli,  szoroweli do białości deski- dziś sóm odkurzacz jeździ po izbie. Jak mnieli trocha fraj, to flankeroweli po wsi, zamanówszy stojeli przy płocie i oglóndeli jak słónko zachodzi, podziwieli jak psiankny je tyn śwat.

Naszym babóm wszysko je za mało! Wszańdzie wjidzó to psiankno i chwatko chcó to namalować, by tego nie zabaczyć. Só nałożne durcham cóś robjić. Jak nie latać z kijami, to we wyrfla grać, jak sia nie pindrować, to brukować rozum i wszańdzie być psiyrsze. Byli tysz łóńskygo roku w naszych ogrodach i posmakoweli, jak łobrazy same wchodzó na płótna. Ale to zaś mało i mało!!!

Ciesza sia srodze, że dyrektorka Chaty od Kultury tysz je artystka i lubji malować. Tamu tysz só warsztaty. Przychodzó tu i seniory i insze baby i te, co erbnyli  jake  talynta i te, co łod szkoły powszechny nie trzymeli w gaści krydki  i pyndzelka.

Nie siedzim dóma jak kukawki, jano dygómy każdan wtorek, bo czeka na nas jedna artystka, Zula (Urszula Zimorska). Obuwómy stare chały, coby sia od farbów nie wysmykotać i stawómy przy sztalugach. Hałasujim srómotnie,bo każda widziała cóś psianknygo, nalazła jaki obrazek i tera chce to namalować. Chwśyłka późni da sia słyszyć, jak szpachelki szorujo po płótnie i pyndzelki furkoczó.  Pytómy ciangam, jak tu wydostać te fejn kolory. Ula ma z nami istne zjadowjynie  i szkoli nas, że nie mómy sia bojić i mniyszać, i mniyszać. Z psiańciu kolorów możym wyczarować całki śwat. Tedy wyłażó psiankne bujóny, japka, chałupy i insze fizmatenta .Nikim sia nie kymrujim i tworzym, a kedy mómy usz prawjie fertich, staje Ula i nóm to wszysko poczwarzy. I tera róbta eszcze raz. Tak musi być i tak je lepsi. I to je dycht prawda. Samni obaczta i stańta trocha dalek i patrzta , bo tak się patrzy na łobraz.

I tak każdan raz psilnie sluchómy, siedzim cicho i sia nie sztylujim, a rosnó z nas same artystki! Obaczta samni.

Elżbieta Pasterska

                                          wernisaż „ Ula Zimorska i uczniowie”  czerwiec 2015r.

Senior w ogrodzie – po kociewsku

                                      SENIOR W OGRODZIE

Kedy sia usz na tym śwecie naruchelim ryncami i nogami i  rozum brukowelim, grelim i sia przy tym bawjylim, to zachciano nóm sia do Raju! Czytaj...

Opowiedz o…-rymowanka po kociewsku

 

                         Opowiedz o…

Dziś Wóm opowiem, moi ludziska
Jak sia bawjyli Seniory w Kaliskach
Do Chaty Kociewia napsiselim
I para ditków na robota dostelim
I choc od co dnia myślim globalnie
Zamanówszy Działelim Lokalnie
I nasamprzód grów nakupowelim
W kómpaniji bawić sia zaczynim
Chińczyk, młynek, scrabble, szachy, „kulki”
Szli w ruch i śmniychy jak kule z dwururki
W boule we Franku turniej zagrelim
I kiszka z ogniska tysz pojedli
A że nie zabrakło naleweczki
To echo niesło nasze piosneczki
W Iwicznie,gdzie Gulgowski sia rodziył,
Każdy scrablle- nowa gra poredziył
Druga niedziela ledwo zlejciała
Cała gromada do Psieców jechała
Tam gosposie bania gotoweli
Kociewskim jadłym  poczanstoweli
A w Bartlu Wielkim królewskie szachy
I na dodatek ubaw po pachy
Psiankne marisie gitara wziyni
I grać i śpsiywać z nami zaczyni
Straż Ogniowa ze śmniychu pankała
Jak grupa Seniorów w „kulki” grywała
Wesoło było w Cieciórce naszy
Warcaby, młynek, chińczyk nie straszny
Tam gotowelim kawa ze stodoły
Placki bulwowe- jasz bebzón boli 
Dla śprytnych jano jenga ostała
Nowa świetlica w Studzienicach otworym stojała
A kedy ŚDPS roztworzył działanie
My kóńczylim wspólne przebywanie
Festiwalym wszytko zakóńczylim
I dby taki sóśmy, że na tym nie skóńczylim
Zima cała przelejci, jedan tydzień,drugi
Bańdzim dali greli i cieszyli sia jak gzuby
Zapraszómy Was wszytkich na to balowanie
Kociewska flóta, psicie, granie i śpsiywanie.

                                                 Seniorzy z Kalisk

                                   Z projektu Seniorze, nie irytuj się

Tekst: Elżbieta Pasterska

 

 

Bulwowe placki

 – Chcesz placka?

-Niy, moja mama co dziyń placki piecze.

-A kucha ty chcesz?

– Jo ,kucha ja chca!

Tera wjyta co je kuch, a co je placek.

Dzisiej usz take nie sóśmy wypragłe kucha. Kociewianki pieko najlepsze kuchy na śwecie. Mama zawdy na niedziela jaki kuch ulini, a jak nie zdóży, to może kupsić nawet ryno po kościele. Gorzy je z plackami, bo wjancy je z tym termedyjów.

– Niech bańdzie pochwalóny…- woła od proga moja wnuczka.

– Na wieki wieków… Siadnij se na zesel i poczekaj chwsiyłka, bo dziś przy pióntku bando bulwowe placki. Latoś na ogrodzie urośli feste bulwy.  Pomóż mi jano przesunóńć stół. Otworza  dekel, a ty wskocz do sklepu.

-Babko, ale tam je ciemnica i mogo być myszy, abo jaki szczur ślypsiami zaśwyci.

– Nic tam nie je. Dytko cie nie zjy! Najwyży jaka ropucha cicho siedzi.

– Ale ja sie boja!!!

– Wskakuj ryn  ruk-cuk i nie gadaj. Nabierz cała kipka, bo walnych musza naskrobać.

– To ja oskrobia- woła dziadek- bo ty za grubo skrobiesz!

– To ja zaczna ryfować, a ty możesz trocha pomóc, bańdzie chwadzi- zaproponowała babka.

– Babko, ała, uryfowałóm sobie paluchy.

-To ta krewka obliż i ryfuj dali, a ja zaczna smażyć.

A jak usz pieczesz, to stojisz i stojisz przy ty patelni, a spod ranki ci jano bieró i mlaskajó i czekajó na wjancy.

– Babko, ja lubia take chrupiónce z frinó i kwaśno śmiytanó. Tedy moga i wtrzóchnóńć ze sztyry patelnie!

Kedy babka placków nasmażyla, to stojeli na placie do wieczora. Na wieczerza to dziadek obłożył chlyb tymi plackami, a i było tak, że wzioń sztóle z tymi plackami do roboty.

– Babko, a wy nie jycie?

– Ja sie usz nawóchałóm, to jich nie chca jeść. Tedy jano ci zaśpśywóm psiosynka, co jedna szkólna nauczyła mnie w szkole powszechny.

               Kartoflane placki pachną aż na drodze

               Skocz, Maryś, skocz pręciutko, skocz na jednej drodze.

               Poproś mamę grzecznie o placek rumiany

               Gorący,  chrupiący, cukrem obsypany.

Autorka: Elżbieta Pasterska

 

Archiwa

Odwiedziny

Darmowy licznik odwiedzin