Kupała po kociewsku
Pojechelim bez las, jak powiadajo, „dzie diabół ma młode”,bez jake wertepy, obsiane zbożym pola, co modre sia robjyli od modraków, sztrekami polnymi jaż na plac, dzie obaczylim ognisko. To szła pomaluśku najkrótsza noc w roku! Zawdy o ty porze ruchelim sia ze swojich chałupów, co by sia trocha poweselić. Usz od ryna bylim w ogrodzie czy na łónkach, pozbjyrać para ksiatków i pletlim wianuszki. Co jedna to mniała bardzi wymiślny, jak te panny, co kediś w ciamnym lesie chcieli znalyźć ksiat paproci, a tak rychtych, najwianksza mniyłość! Z komory wynieślim najlepsze łakocie, kuchy sia rumnieniyli w piekarniku, bo ślim śwantować Noc Kupały. Tam tysz cicho płynie sobie rzyczka Wda, co na ni blyskajó fale i cicho sobie szumni. Z jedny i drugi stróny rozcióngeli sie łónki kwiecia pełne. Przyszed czas, że te nasze wianuszki cisnylim w ta woda. Popłynyli razym z naszymi marzyniami i śpsiywaniym i jano mrugeli małym śwatełkym w środźku. Było nas tam walnych ludziów i jako patrzylim „młodych od diabła” nie widzielim. Dało widać samo dobro i wiela uciechy. Para Janeczków i Janów raczyło nas imieninowym poczanstunkym i smakowitymi nalywkami. Śród taki wesołości zawarczał autobus, co rad niy rad zabrał nas do dóm!