Petersburska gadka kociewska
Bylim u Rusków
Na wycieczka pojecheli Polaki. Jedne zez górów, insze znad morza i te, co siedzó kele Warszawy, i te z drugi strony Polski, dzie króle spoczywajó, i my, stare Kociewiaki zez Kalisków. Te znad morza, zez Gdyni,mówio, só najszczańśliwsze w całki Polsce , bo pewnikem wiater z morza im wszysko zawdy hala: i zdrowie, i to szczyście, i didki, coby mnieli na wicieczka. A nóm, Kociewiakóm zez lasa, to chójki dajó wiela mocy .Jak idzim na kijki, to ptaszki nóm śpsiywajo, co mómy dzisiaj robić i dzie jechać.
Przyjechelim tą razą do Rusków, łobaczyć, jak to Putin gospodarzy. Jedna to nawet fligrym przylejciała. Chwalba u nich wielga, bo wszysko u nich wielge .I tak je dycht naprawda! Bylim tam w mieście, dzie żył Psioter I Wielki. Ón doprawdy był wielgi , miał wjiancy jak dwa metry. Miasto nazweli Piotrogród, łod jego imiania. Ale, kedy rzóńdziył Lenin, to przezweli Leningrad. Późni znówki Petersburg, tak dycht z mniymniecka. Jano ulica łostała Leningradzka i województwo tysz i tera bóńdźta móndre i piszta wjyrsze. Brukujta rozum!
Mostów u nich tyla, co Szarmach łobrazów, czyli cała dupa, jak powiadała nasza Edzia . Na każdan dziań jedan :365 dniów, to je 365 mostów! Jedan długi, drugi drzewianny, inszy wykuty jak bez naszygo kowala Kaźmniyrza, inszy, co sia łotwjyra bez noc, coby statki mogli przywieźć jake towary. Ale byśta widzieli jak take 700 tonów chwatko idzie w góra! Tedy samochody jeździć nie mogo, muszo sobie poczekać. To jano tak bez noc, a łod ryna usz wszysko sztymuje. Ulice só długe, jak stóndy do Cieciórki, abo do Źblewa i eszcze dłuży, bez mała 10 km. W nocy palo sia milijóny lampów, bo sztrómu tu majo wiela. Jak szyrok só te ulice, nie uwierzyta, jak nie obaczyta .Osiym pasów, co jeżdżó, w środźku trawnik, co rośnie tam dwa rzyndy drzewów i steczka, szyroka jak ulica. Ludziów wiela szpacyruje, że jano sia szturajó . Turystów tu je wiela z całygo śwata, nawet z Chinów. Jó, jó, Chińcziki jedli z nami łobiad i frisztik.
A pałaców to tu je mnogo, bo same cary żyli. Każdan chciał mniyszkać sóm. Jedan pałac dla cara, dla carycy inszy, coby móg car jaka kochanica przywlec. Synuś tysz chciał, to i jamu wybudoweli, ale jano 44 dniów tam spał, bo skróciyli go o głowa! I tak tu żyli, jak pany, bo „pany mogo”!. Wszańdzie łyskajo same marmury i kapsie złoto. Na każdy ścianie wiszo wielge łobrazy. Oglóndelim i gadelim, że tak malować to my tyż możym. Gamby mómy eszcze młode, to bańdzim dobrze wyjrzyć i dla potómnych bańdzie na wieczny rzeczy pamnióntka.
Na naszych wycieczkach só tysz take, co ciangam narzekajo, że prowadzim jich łod kościoła do kościoła, ale tutaj tysz tak było. Nasza Zosia(psilotka) wiezła nas, bo wszańdzie je dalek, łod jedny cerkwsi do drugi .Pan Jezus w takim złocie sia nie rodziył, jak tam wjidzielim, żył ubogo. Dziwowelim sia, ile tónów złota je na każdym dachu, co śwyci lepsi łod słónka. W środźku jedne sia żegnajo, fejn śpsiewajo, modlo sia, insze fotki pstrykajo, insze łażo z kónta w kónt, insze eszcze handlujo czym sia da. Tak dycht to nie rozumna, ale Pan Jezus wygnał takich kupców ze świóntyni. Jak wyglóndelim w takich długich feretach i chustkach na głowach, obaczyta na fotkach. Inaczy cie tu nie wpuszczo. Zawsze to lepsi, bo u nas czasym włażo do kościoła pu goło, jak na jaka plaża. Pokazujo jake majo tatuaże na ryncach i jake stringi wcióngnyli na dupa.
W Pałacu Zimowym tyla izbów było, że zgubjylim nasza Kórnela, chocasz zawsze taka chwatka i duża .Nawet modły w cerkwsi i błogosławjyństwo Batiuszki nie pomogło.
Wieżli nas take dwa młode knapy: Przemek i Mirek. Ile óni w drodze mnieli mniyru! Jecheli tak, coby nikogo nie stuknęli, bo samochodów było sztyry rzyndy i czynsto korek. Jecheli jano prosto i zawsze w prawo kranciyli, bo na lewo ni ma takygo znaku, a i młodym szuróm sia nie godzi!
Mnielim fejn psilotka. To była taka Zosia, co sia wielce dziwowała, że my wcale gorzałki nie chlejim. Bez dziyń golanie my uchodziylim, że padelim wieczór jak muchy. Zosia była taki dby, co u nas je para seniorów i para doktorów i sa bojim, że bańdzim chore. Ale my sia sztylujim i wódka psijim jano po kóntach, tak jak Tatiana powiadała o Ruskach. Tatiana to nasza przewodniczka, co nas po parkach tak przegnała, że ledwo dychelim .Wiater nóm w łoczy wiał, że jaż Psioter sia w śpitalu znalaz. My usz swój sznaps mómy wychlane i tera możym śpsiywać i o suchym pysku, bo tak sómy nałożne.
Tak to patrzta wejta- to, co dobre chwatko sia kończy. Bańdzie co łopowiadać, fotki posmotrić i rozglóndać sia za nowo wycieczko.
Elżbieta Pasterska – wycieczka do Petersburga czerwiec 2015r.
Dla wyjaśnienia: na początku czerwca kilka pań z naszego Koła wyjechała na wycieczkę Ryga – Petersburg – Tallinn. Trasa okazała bardzo ciekawa, a poznani ludzie niezwykle mili. Powyższa gadka Eli to wynik tejże wyprawy. Obiecaliśmy współtowarzyszom wycieczki, że umieścimy tekst na emeryckiej stronie internetowej, co niniejszym czynimy. Jednocześnie serdecznie pozdrawiamy wycieczkowiczów i zapraszamy do odwiedzenia naszych stron.