Get Adobe Flash player

Gadki Kociewskie

Zupa z bani po kociewsku

Zupa z bani po kociewsku.

Na spotkaniu realizującym program „Seniorze, nie irytuj się” zostaliśmy poczęstowani smakowitą zupą z dyni. Każda z nas chciała przepis. Gospodyni z Koła Gospodyń Wiejskich podała. Weśta i zapiszta:

Bania porżnóńć na kawałuszki. Wszystko wewalić w grapa, żeby sia rozbybrało. Jak ta gupsia bania bańdzie mniantka,  dodać łyżka masła, picko soli  i warzywko( ta przyprawa, co wszystke  dajó) i dwa kostki rosołowe .Na kóniec wlać ździebko maggi i trocha mlyka. Pjyrwy feste przesitkować. Możeta dać tysz syrek topsióny, co by była gansta. Tedy życza Wóm smacznygo!

Boże przeżegnaj!

Ta bania w occie gotuje „mój”, ale prawie go nie było dóma, bo był wyjechany. Myślałóm, że sama nie dóm redy i nie wyńdzie i co tedy powiedzó  emeryty? Dałóm niecałe kilo cukru i prawie cała glaska  octu. Gwoździków tysz dałóm do smaku.

Tera sama banda jak ta bania, tyle ji zjadłóm przy kartach przy remiku.

 

Autorka: Elżbieta Pasterska

 

 

Wspomnienia z dzieciństwa – po kociewsku

Wew co sia bawjylim.

Pamientata, jak przy byle jakim fónclu siedzielim w izbie i grelim w „Mensch argere dich nich”? Tak richtych to nie wiedzielim, co to znaczy, ale gadelim po mniymniecku jak nasz lólek. Lólek zawdy gadał po mniymniecku, kiedy chciał, by my nic nie rozumnielim .Siedzielim wkoło okrągłego stołu, bo taki był w każdy chałupsie i grelim. A wywalalim sia ,a śmielim, a kłócilim ile wlazło. Nie raz szmato dostelim bez łeb od mamy. Ale było fejn wesoło!

Mjelim para inszych grów, co dostelim od gwiazdora pod chojanka. Kto to je juhas i baca to dowiedziałóm sia z gry „ Wielki redyk”. A co to je redyk, tysz nie wjedziałóm, bo z górów nie jezdóm.

Para nas w chałupsie było, to zamanówszy  z lólkiem grelim w „Piotrusia”, ale nich  tym Psiotrym nie chciał łostać. Grelim tysz w państwa, mniasta; kółko i krzyżyk; statki…Ile  tych kartków naderlim z zeszytu. Patrzelim jano, czy aby mama nie miarkuje, że zeszyt sia robi coraz cianszy. Na podwórku, na boisku, czy inszym placu ciangam był ruch, durcham latelim po dworzu do ciemnygo. Zjeżdżelim na sankach z górki nawet po ulicy, bo nic nie jechało. Z samygo ryna przejechał jadan żuk z GS-u, co przywoziył chlyb z piekarni, cuker i insza  kolonialka, a cały dziyń ulice byli na nas. Latelim i bawjylim sia w podchody. A jak feste nalugalo i zrobjył sia czysty psiasuszek, to namalowelim kółko i grelim w wojna.Jak się nas nazbjyrało wiany, to pole narysowelim nawet na kocich łbach i grelim w dwa ognie. Pamiantóm to dobrze, bo wnetki zamby straciyłóm,jak byłóm skuta.

Latym na łónce rozkładelim koc i szylim dla pupów lómpki, a przy tym psilowelim małygo brata,co w autku spał .Późni z tego koca budowelim namiot i choć sia ciangam rozwalał, to nie odpuszczelim. A w krzakorach, w tych tarninach, to wymiatelim chrościanno miotło i urządzelim kuchnia, izba. Przynosiylim z pupensztuby taski, talerzyki, ukredlim mamie ździebło cukru, kisielu, wzianim kawy ty ze stodoły, co zawsze stojała na placie, bo bónykawa dało jano na śwanta. Jak znaleźlim  zdechłygo ptaszka, to mu pogrzeb robjylim. Miał nawet trumienka z kartóngu, kulka wykopelim, gróbek usypelim, późni stypa była i z tych tasków od lalków kawa psiylim.

W zimie bez zakute okanko patrzelim na szuńce i dziwowelim sia, ile śmiegu napadało. Wychuchelim w tych psianknych bez mróz namalowanych kwsiatach okrągła durka i kikrowelim, czy jake gzuby nie szli na sanki.

Jak słónko było usz wysok i śmieg stajał, to na chodniku namalowelim „klasy”, „chłopka”, wzianim „grykiel”i skakelim. Skakelim tysz bez skakanka, abo bez skrancóny prowózek, odbijelim pjyłka od muru. A na trawie grelim w noża. A „szmyrgla” kto umiał ,to było ho ho! .Bylim gibke, umielim zrobić fikołki, nawet gwiazda. Jedny wiosny moda przyszła na hula hop .Koszykarz miał robota, co nóm je z wikliny kranciył, a późni my kranciyli kółka do ciymnygo.

Wszystke gzuby cały dziyń lateli po dworzu. Słuchelim czy mama nie woła na wieczerza. A ile to sia nasłuchała : zara, zara… Czasym tysz dało wylinki, że nie słuchelim na słowo. Pyda tedy mniała robota.

Tera gzubów nie wydostaniesz z chałupy,  spod „laptoka”, jak to my mówim, chyba, że feste grajo na dyskotece.

I tak to dawni było…

A tera – chodzim z kijkami, co by gnaty i stawy nóm sia nie zastojeli.

Brukujim rozum, choć i tak gipsie umrzym, hyklujim, więźnim, dłubim w drewnie, wyplatómy  kosze, wyszywómy…a tera eszcze bańdzim greli w gry w te nasze stare i te nowe, co kupsiylim. Łeb mómy nie od parady, to i to pojmnim, a arbatki śwata nóm w tym pomogó.

Tedy „Seniorze- nie irytuj sia”- wszystko bańdzie dobrze!  Dómy rada, jano przyńdź i graj!!!!

Projekt: „Seniorze- nie irytuj się”

Sierpień 2013r.
Autorka: Elżbieta Pasterska

Gadka na 60 – lecie szkoły

Usz dziesiańć roków zlejciało jak obchodzilim –ZŁOTE GODY naszy szkoły. Było to tedy wiela roboty. Ile nas nie było, tyla sia mozoliło.Usz nie pamiętom co sama robiłom, bo na emeryturze troche dopadła mnie sklerozja, jak to Wacek powiadał. Ale jak siyngam pamiańciom to cała buda a je wielga odstrojona była lepsi jak na odpuście. Od proga wisieli same balóny. Czytaj...

Arbata z duchym

– Babko, sóście wy zdrowa?

– A czamu sia pytasz?

– Bo tak licho wyglóndacie.

– Jó, taka ograszka mnie chwyciyła, że leża w pluchach i sia trzansa.

– To wóm uszykuja arbaty, to zrobji sia wóm lepsi.

– Tam na górze suszy sia lipa, to przyniyś trocha. Czytaj...

Jak emerytka szła sia balować

       Uff, myślałóm,że uż nie zdonża. Od samego rena sztafirowałóm sie i pindrowałóm. Latałóm po cały chałupsie jak oparzóna.  Do tego łeb mnie bolał, bo cała noc leżałóm na wałkach i co chwśyłka sia budziłóm bo raz tu mnie gnietło a raz tu.  Ale co sia nie robi, żeby fejn wyglądać? Czytaj...

U balwjyrza

Musza iść do balwjyrza, ale nie wiam do jakygo. Na każdy ulicy z witryny ślypsi sia na ciebie wysztafsirowany łeb. Robio tam rozmaite fryzury: proste kudły- kranco, krancóne- prostujo, długe obcinajo, a do krótkich dowjózujo długe. Czytaj...

Archiwa

Odwiedziny

Darmowy licznik odwiedzin