U balwjyrza
Musza iść do balwjyrza, ale nie wiam do jakygo. Na każdy ulicy z witryny ślypsi sia na ciebie wysztafsirowany łeb. Robio tam rozmaite fryzury: proste kudły- kranco, krancóne- prostujo, długe obcinajo, a do krótkich dowjózujo długe.
Co zrobić z tym swoim starym łbym, aby jakoś wyjrzyć?
Dawni nie było tyla przebjyrania i wymyślania. Kobjyta od ryna wyszykowała sia do balwjyrza, ostawjyła swoja robota i siedziała tam cały dziań. Zanim otworzyli zakład, usz stojało para niewiastów, aby być pjyrsze.
Balwjyrz od razu wsadziył fartuch i wzioń sia do roboty. Głowa za głowo kranciył na jakeś wałki i puszczał bez nie para. Taka óndulacja nazywelim parowa, bo parzyła w łeb. Troche późni wymyślyli trwała. Na te kołki smaroweli jaki płyn, co śmiyrdział eszcze dugo po każdym myciu. W kościele to nawet ludzie mdleli, jak sia tego nawócheli. Każda jedna baba chciała mniyć loki. Wychodziyli rozmaite, a czasym i take, jakby z baranami spał.
Rośli te włosy rośli chwatko, a na końcu zawijał sia pierściónek i zaś musiał udać sia do balwjyrza. Aby uszparować para ditków, baby wymyślyli i same robjyli trwała óndulacja, jedna drugi. Drewjanne kołki chłop wystrugał, gumki naciano sia ze stary dyntki i fertych. Ale to nie było tak ańfach dobrze zakryńcić. Było i tak, że zdjana razym z wałkami i włosy. Tedy jedyny ratunek to chustka abo peruka. Kedy sia włosy fejn skruzoweli, musieli być nawiniante na wałki i siedziało sia pod tako suszarko, co wyjrzała jak hełm z kosmosu i fest buczała, że nie szło gadać. Kedy balwjyrz zdjón wałki, tapirował, głaskał i głaskał, a póżni wzión szpryca, taka gruszka jak do lewatywy i dmuchał lakyrem. Fryz był sztywny i trwały na cały tydzień, że szkoda było głowa położyć na poduszka, najlepsi odpjóńć i postawić na nocna szafka.
Raz nasz balwjyrz pojechał na szkolynie i zrobjył sia nowoczesny. Zaczón nóm te loki ścinać i prostować. Suszarko i szczotko wychodziła mu fryzura modelowa. Coraz wjancy kobjytków do niego chodziło, chociaż ón na co dziyń jano chłopske głowy obcinał. Tedy chłopy sia jadowjyli, że u balwjyrza tak długo dyruje.
Tak szło ku lepszymu. Tera kikrujesz bez okno i widzisz, że sómsiadka raz je blóndina, raz ruda ,raz czarna. A te chłopy z telewizora to żadyn nie je siwy. A jak na balwjyrza żałujo, to maszynka kupsio i na okróngło golo i śwjyco łyso glaco.
Tak to było! Tera balwjyrz robi wszysto, że sóśmy zawsze pjankne i młode i nicht nóm naszych roków nie policzy.
Elżbieta Pasterska