W Bartlu zawsze miło
Nie zdążyliśmy się dobrze rozlokować, a już przyjechał p. Adam z nęcąco pachnącym ładunkiem w samochodzie. To, oczywiście, pieczeń dzicza z gruszkami, do tego kasza i surówki. Od razu utworzyła się kolejka złaknionych smakoszy. Rozkładanie jadła na talerze przebiegało szybko i sprawnie z pomocą naszych kolegów: Andrzeja i Zbyszka. Przez dłuższy moment przy stołach panowała cisza, gdy z namaszczeniem konsumowaliśmy zaserwowane pyszności.
Część biwakowiczów ulokowała się pod daszkiem, część wybrała stoły na świeżym powietrzu.
Nasyceni posiłkiem poddaliśmy się pogodnemu nastrojowi, czemu sprzyjało ciepłe, słoneczne popołudnie.
Nasza zaprzyjaźniona wokalistka, pani Dorotka na koniec uruchomiła aparaturę, pięknie nam grała i śpiewała. Z początku niemrawo, a potem z coraz większym animuszem ruszyliśmy w tany.